To była długa nieobecność na blogu, nie da się ukryć. Generalnie dzieje się bardzo dużo i w dodatku dobrego 🙂 Na teraz niech wystarczy Wam wiadomość, że praca pochłonęła mnie totalnie, do tego stopnia, że… No właśnie, o tym następnym razem, obiecuję 🙂
Tymczasem wracam do bloga i do prezentowania Wam kulis moich architektonicznych zajęć. Rozpocznę od przedstawienia Wam mojej wyjątkowej realizacji. Mowa o pensjonacie Horb w Bieszczadach. Już kiedyś Wam o nim pisałam (Bieszczady, Bieszczady albo A tymczasem w prasie…), ale jakiś czas temu sama odwiedziłam Horb! Okazją był majowy weekend tego roku, kiedy razem z przyległościami pojechaliśmy w końcu w Bieszczady. O innej niż Horb miejscówce, nie ma nawet mowy 🙂
Spotkanie oko w oko z realizacją własnego projektu zawsze jest dla mnie emocjonujące. Towarzyszy temu sporo ekscytacji, ale też oczekiwań i obaw (czy wyszło dokładnie tak, jak chciałam?). Tu było podobnie, tym bardziej, że mnie i Horb dzielą blisko 4 godziny podróży samochodem, a więc na tyle duża odległość, że na budowę nie zaglądałam tak, jak zaglądam na wszystkie pobliskie moje realizacje. Z Horbem jest za to inna sprawa – nie tylko mogłam go zobaczyć, ale mogłam w nim pomieszkać 😀 To jest dopiero okazja do sprawdzenia, jak to wszystko działa!
Widok, który znałam dotąd ze zdjęć, stał się więc w końcu jawą – oto i Horb, pensjonat w sercu Bieszczad, gdzie cisza i lisy, i zające, i dzika przyroda jest na wyciągnięcie ręki. A jak spojrzysz na wschód, to zobaczysz Połoniny…
Droga do pensjonatu jest bajkowa – ubita, z koleinami, w zimie zasypana śniegiem, tak, że tylko wystające, specjalne patyki wyznaczają trasę. Tutaj deszczowy dzień – jeden, jaki się zdarzył podczas majówki. Z gór paruje woda, chmury usiadły na szczytach. Prawda, że pięknie?
Tak prezentuje się pensjonat z bliska. Ściany ozdobione bojkowskimi wzorami, dwie bryły, rozdzielone niskim łącznikiem, skala budynku wzbudzająca poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Fajnie 🙂
No to wybiegłam od razu na wielki ogród!
A widoki są zapierające dech w piersiach 🙂 Tu Połoniny schowały się w chmurach.
A tu już są w całej okazałości:) Na zdjęciu poniżej widać kilka hamaków – można się wygodnie ułożyć i kontemplować to cudowne miejsce w rytm niespiesznego kołysania. Czego chcieć więcej, gdy przyjeżdża się z miejskiego armagedonu pracy, załatwień, obowiązków, tysiąca maili i telefonów? Tu jest coś takiego, czego nie doświadcza się na co dzień. Tu jest cisza. Naprawdę. Tu po raz pierwszy od lat usłyszałam ciszę. Co za wspaniałe uczucie, zapewniam Was – bezcenne 🙂
Rzut oka na pensjonat od południowej strony. Na wyniesieniu, na garbie (horbie) jest okazały. A tak naprawdę bardzo przytulny 🙂
Wieczorem, po deszczowym dniu, pogoda zaczęła się poprawiać. Ale w jaki sposób się poprawiała – sami zobaczcie:)
A rankiem przywitały nas takie bajkowe mgły. I znikały tak szybko, że trudno było nadążyć z fotografowaniem 🙂
Wchodzimy do środka?
Na początek recepcja i niezwykła rzeźba „Babcie” – jedna nie widzi, druga nie słyszy, trzecia nie mówi. Co za motto pobytu w Bieszczadach! 🙂
Potem jadalnia – serce pensjonatu, gdzie goście mogą zjeść śniadanie. A gospodarzem jest najsympatyczniejszy kucharz ever, który serwuje doskonałe śniadania. W zasadzie dla samych śniadań, mogłabym spędzić tam resztę życia 🙂
Ja wiem, że to miało być o architekturze, ale ujęły mnie kieszonki na sztućce. Nawet tu jest wyszyte logo 😉 W otchłani mojego komputera zapodziało się gdzieś zdjęcie śniadania w Horbie, nad czym boleję, bo było co pokazywać 🙂 Mój mąż się ucieszy za to, bo nie znosi, gdy robię zdjęcia posiłkom. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, słowo daję.
Świetne jest to, że w tym pensjonacie wszystko jest dopracowane i przemyślane. Na takie rzeczy też zwraca się uwagę, czyż nie? Jeśli w pokoju mam piękny, ceramiczny czajnik i porcelanowe kubki, to jestem zachwycona. Że właściciel o tym pomyślał. Że nie kupił po prostu nietłukących szklanek, tylko nabył, specjalnie dla swoich gości, eleganckie kubki. Że torebki z herbatą są w stylowym, drewnianym pudełku. Że w oknach wiszą fajne zasłony, a pościel jest wygodna i przyjemna. Ot tak, życie składa się z detali 🙂 I niezwykle miło jest, gdy na wyjeździe weekendowym, jest się tak zadbanym 🙂
Na dowód kilka zdjęć 🙂 Właśnie przyjechaliśmy, a nasz pokój jest świetny. I nie tylko nasz, wszystkie są takie 🙂 Drewniana, charakterna podłoga, drewniane, solidne meble. Opiewany już przeze mnie zestaw herbaciany i wygodne łóżka 😉 Przytulnie, miło, komfortowo.
Szerokie korytarze, piękne drzwi, jasno, przestrzennie.
Na ścianach korytarzy klasyka polskiego plakatu – oczywiście w tematyce bieszczadzkiej 🙂
A tutaj cała seria zdjęć, gdzie chciałam pokazać, jak okna w pensjonacie kadrują przepiękne bieszczadzkie widoki. Te okna to są obrazy. Kto nie chciałby mieć takich na ścianie, co nie?
A tak wygląda teren poniżej pensjonatu. Wiosna dopiero się budzi. Jest wspaniale 🙂
Przed samym wyjazdem do domu, zerknęłam jeszcze do księgi pamiątkowej i zobaczyłam, jak bardzo goście Horbu dobrze się tu bawili i wypoczywali. Wpisów jest mnóstwo i wszystkie bardzo pozytywne. Przyznam, że mam wielką satysfakcję, że razem z moją przyjaciółką-architektką, Joasią Ozorowską, przyczyniłyśmy się do powstania tego miejsca 🙂
Jeśli więc kiedykolwiek zapragnęlibyście spokoju, ciszy, odpoczynku, to pojedźcie właśnie tam, do Strzebowisk. Nie będziecie żałować 🙂